Na dachu niewielkiego domu, położonego
nieco na uboczu w wiosce Konoha, siedziała młoda dziewczyna o zielonych oczach
i długich, czarnych włosach.
Oglądała właśnie wschód słońca. Było to
jedno z jej ulubionych zajęć. Niemal każdego dnia podziwiała, jak ognista kula
wyłania się zza horyzontu.
— I znowu tu siedzisz. — Usłyszała za
sobą męski głos. Nie brzmiał on jednak oskarżycielsko. Nie musiała się też
odwracać. Doskonale wiedziała, kto za nią stoi.
— Kakashi, przecież wiesz, że lubię
oglądać wschody słońca — odparła i odgarnęła z twarzy kosmyk włosów.
— Wiem Serenity, wiem — westchnął
mężczyzna i usiadł obok niej. — A tak poza tym, to dzień dobry — dodał.
— Dzień dobry. — Po tych słowach zapadła między nimi cisza.
Siedzieli tak w milczeniu przez jakiś
czas.
W pewnym momencie Kakashi odwrócił
głowę w stronę dziewczyny. Przyglądał jej się w zamyśleniu, a między jego
brwiami pojawiła się niewielka zmarszczka.
Serenity zawsze miała bardzo poważny
wyraz twarzy, jak na swój młody wiek. Należała do osób spokojnych i opanowanych, ale, choć trudno było ją czymś rozgniewać, nikomu nie radziłby z nią zadzierać. Bardzo rzadko się
uśmiechała i jeszcze rzadziej płakała. Była zamknięta w sobie i nie okazywała
uczuć, tak jakby miała serce z kamienia i zimne niczym lód.
Kakashi jednak doskonale wiedział,
dlaczego Serenity jest taka oziębła, mimo to martwił się o nią. W końcu była
jego jedyną rodziną, choć tak naprawdę, to dawno temu obiecał komuś, że będzie
się nią opiekował. Tak, czy owak traktował ją jak młodszą siostrę.
— Jesteś głodna? — spytał, po jakiejś
godzinie.
Serenity spojrzała na niego. Uśmiechał
się, a dałaby sobie rękę odciąć, że miał zmartwiony wyraz twarzy. W każdym bądź
razie, jeszcze przed chwilą tak było.
Skinęła głową i oboje zeskoczyli na
ziemię. Weszli do domu, na którego dachu siedzieli. Był to ich dom.
— Wkrótce zaczną się schodzić Genini z
innych osad — powiedział Kakashi, kiedy byli już w kuchni. Zaczął szykować
śniadanie.
— Tak. Egzamin na Chunina rozpocznie
się, prawdopodobnie, za kilka dni — odparła Serenity, siadając przy stole. —
Chcesz soku? — spytała, nalewając go do szklanek.
— Chętnie. Swoją drogą, ciekawe, kiedy
szanowny Hokage zwoła zebranie... — zastanawiał się na głos. Dziewczyna
wzruszyła tylko ramionami. — Smacznego — dodał, kładąc na stole dwa talerze z
kanapkami. Usiadł naprzeciw czarnowłosej i zdjął maskę z twarzy.
Serenity przyglądała mu się, jak jadł,
nie ruszając przy tym swojego posiłku.
Kakashi miał białe włosy, które
sterczały mu we wszystkie strony. Artystyczny nieład, jakże adekwatny do jego
imienia*. Miał też czarne oczy, a raczej jedno. Poza tym był bardzo przystojny.
Nic dziwnego, że chował twarz za maską. Gdyby tego nie robił, nie mógłby się
odpędzić od kobiet zafascynowanych jego urodą.
Mężczyzna zakrywał też lewe oko
ochraniaczem. No cóż, nie co dzień spotyka się osobę, która ma wszczepionego
sharingana w miejsce, gdzie wcześniej straciła oko podczas jednej z potyczek.
Białowłosy przeważnie wyglądał na
znudzonego, ale miał też wspaniałe poczucie humoru. Niestety rzadko udawało mu
się sprawić, by Serenity się uśmiechnęła.
Wyznawał filozofię, która stanowiła, że
sukces misji jest zawsze na pierwszym miejscu, przez to stał się ponury i
bardzo zasadniczy.
Czarnowłosa zawsze go jednak szanowała
i choć tego nie okazywała, to bardzo go lubiła. Był dla niej jak starszy brat.
— Czemu nie jesz? Stało się coś? —
spytał, gdy zauważył, że dziewczyna ma pełny talerz.
— Nie, nic — odparła wyrwana z
zamyślenia i zaczęła jeść swoją kanapkę.
Kakashi spojrzał na nią smutno. Dlaczego
musisz być taka skryta? Przecież doskonale wiesz, że zawsze cię wysłucham.
Ciągle jesteś taka poważna. Chciałbym znów zobaczyć twój uśmiech pomyślał.
Skończył jeść i dopił sok, po czym
zakrył ponownie twarz.
Serenity również zjadła. Podziękowała i
poszła do swojej sypialni. Gdy była na miejscu, spojrzała na zegarek.
Dochodziła ósma. Czas na poranny
trening pomyślała. Podeszła do szafy i wyjęła z niej odpowiedni strój.
Szybko się przebrała i zabrała niezbędną broń.
Zeszła na dół.
— Idę potrenować — powiedziała, kiedy
przechodziła obok kuchni.
— Ja też zaraz wychodzę! — zawołał za
nią Kakashi, więc wróciła się by zabrać klucze.
Chwilę później biegała wokół placu
treningowego, znajdującego się w pobliżu jej domu. Dla rozgrzewki zrobiła kilka
rundek. W biegu wykonała jutsu by móc przyspieszyć. Po chwili, nie przerywając
biegania, stworzyła pięć klonów, które zaczęły ją atakować. Zwinnie uniknęła
wszystkich ataków, po czym wymierzyła ciosy, niszcząc w ten sposób swoje klony.
Serenity zatrzymała się. Wyjęła
dziesięć kunai, po pięć na rękę. Odbiła się od ziemi i wykonała kilka piruetów,
rzucając przy okazji trzymanymi sztyletami. Gdy zgrabnie wylądowała na ziemi,
wszystkie dziesięć kunai wbiło się idealnie w sam środek każdej z ukrytych
tarczy, rozmieszczonych wokół placu.
Czarnowłosa pozbierała wszystkie sztylety
i stanęła na środku polany. Stworzyła kolejne klony, lecz tym razem w większej
ilości i zaczęła z nimi walczyć, używając tylko Taijutsu.
Tę samą czynność powtarzała przez
następne dwie godziny.
W końcu pokonawszy ostatniego klona,
ciężko dysząc wróciła do domu i poszła wziąć prysznic.
Piętnaście minut później, odświeżona i
ubrana w czarne spodnie i czarną, dopasowaną bluzkę bez rękawów, siedziała na
parapecie okna w swojej sypialni. W dłoni trzymała czerwoną różę, jej ulubiony
kwiat. Patrzyła na nią, lecz myślami była gdzie indziej.
Kakashiego jeszcze nie było w domu, z
resztą często go nie było, jednak czarnowłosej nie doskwierała samotność.
Przyzwyczaiła się do tego. Sama też rzadko bywała w domu, choć ostatnio coraz
częściej zdarzało jej się z niego nie wychodzić, gdy nie było takiej potrzeby.
Serenity wyjrzała przez okno. Na niebie
nie było ani jednej chmurki, a słońce zaczynało grzać coraz mocniej.
Postanowiła, że nie będzie siedzieć w
domu. Zeskoczyła z parapetu i wyszła z pokoju.
Założyła na głowę ochraniacz, który
posłużył jej za opaskę na włosy i wyszła z domu. Zamknęła drzwi i schowała
klucze.
Swoje kroki skierowała w stronę
pobliskiego parku.
Kilka minut później siedziała na swojej
ulubionej ławce naprzeciw fontanny.
Choć było prawie południe, w parku nie
było żywej duszy. Z resztą mieszkańcy wioski woleli inny park.
Słońce grzało niemiłosiernie. Na
szczęście w cieniu drzewa, które znajdowało się tuż za dziewczyną, było
przyjemnie chłodno.
Serenity rozsiadła się wygodnie i
uniosła głowę. Przymknęła powieki i delektowała się zapachem kwiatów i szumem
wody.
Siedziała tak dość długo, nie myśląc o
niczym. Czuła jednak, że nie jest sama. Ktoś ją obserwował, ale czarnowłosa nie
przejęła się tym zbytnio.
W końcu postanowiła trochę
pospacerować, a potem zamierzała pójść gdzieś na obiad.
Wstała z ławki, przeciągnęła się i
zaczęła iść w stronę wyjścia z parku. Nie zaszła jednak daleko.
— Hej ty! — usłyszała za sobą wołanie.
Przystanęła i odwróciła się. W jej stronę szła jakaś para.
Bardziej z przodu szedł wysoki, dziwnie
wyglądający chłopak. Miał na sobie czarny dres z założonym na głowę kapturem z
rogami przypominającymi kocie uszy. Na twarzy namalowane miał jakieś fioletowe
wzory. Na plecach niósł coś dużego, owiniętego białym bandażem.
Tuż za nim, nieco po jego lewej
stronie, szła dziewczyna o blond włosach, uczesana w cztery kucyki. Ubrana była
w sięgającą kolan, jasno fiołkową sukienkę. Dodatkiem do jej stroju był
czerwony szal, którym była owinięta w talii. Ona także była wysoka, choć nieco
niższa od swego kolegi i również niosła coś na plecach, a mianowicie olbrzymi,
złożony wachlarz. Oboje mieli zielone oczy.
Serenity od razu rozpoznała symbol
widniejący na ich ochraniaczach.
Byli to shinobi z Wioski Piasku.
— Do mnie mówisz? — spytała. Czyżby
przybyli na egzamin na Chunina? Jeśli tak to powinno być ich troje
pomyślała i znów poczuła, że ktoś ją obserwuje. Zauważyła też, że blondynka
rozgląda się, jakby czegoś szukała. Czegoś lub kogoś.
— Tak do ciebie. A widzisz tu kogoś
innego? — odparł z drwiną chłopak. Przystanął jakieś pięć metrów od
czarnowłosej. Zmierzył ją wzrokiem i uśmiechną się kpiarsko. Nie spodobało jej
się to. Splotła ręce na piersi.
— Czego chcesz? — spytała w miarę
uprzejmie, zastanawiając się przy okazji, gdzie może być ich trzeci towarzysz.
Z pewnością musiał być gdzieś w pobliżu.
Przymknęła oczy i przyłożyła dwa palce,
wskazujący i środkowy, do prawej skroni.
Ludziom, którzy jej nie znali, mogłoby
się wydawać, że nad czymś się zastanawia lub próbuje się uspokoić.
Serenity jednak w taki sposób
sprawdzała teren wokół siebie swoim trzecim okiem.
Tak było i tym razem.
Oczywiście znalazła to czego szukała.
Ich kolega, bo drużyny shinobi
dobierane były zawsze według schematu: chłopak – dziewczyna – chłopak, siedział
na jednej z gałęzi drzewa, przy którym stała ławka, ta sama, na której niedawno
siedziała czarnowłosa.
Dziewczyna otworzyła oczy i odwróciła
głowę w lewą stronę. Jej wzrok spoczął na właściwej gałęzi. Czyżby to on
przez cały czas mnie obserwował? Muszę przyznać, że świetnie się zakamuflował
pomyślała, gdyż chłopaka skrywały liście.
— Mała, jesteś z Wioski Liścia? —
spytał lekceważącym tonem chłopak stojący naprzeciw niej. Serenity nie
odpowiedziała. Nadal wpatrywała się w gałąź, na której siedział trzeci shinobi
z Wioski Piasku. Czuła też, że i on na nią spogląda. — Ej, zadałem ci pytanie!
— zawołał już poirytowany chłopak o dziwnym wyglądzie.
Widząc jednak, że dziewczyna nie
reaguje, postanowił w inny sposób zwrócić jej uwagę na siebie.
Wyciągnął kunai i rzucił nim w
czarnowłosą.
Serenity nie patrząc na niego, złapała
sztylet tuż przed swoją twarzą.
Odwróciła głowę i obrzuciła Genina
lodowatym spojrzeniem. Blondynka wzdrygnęła się i zrobiła dwa kroki do tyłu. W
jej oczach widać było strach. Czarnowłosa była przyzwyczajona do tego, że
ludzie się jej boją.
Chłopak z wzorkami na twarzy natomiast
patrzył na Serenity wyzywająco.
— Cierpliwość nie jest twoją mocną
stroną i jesteś niemiły. Po za tym nie jestem mała — powiedziała chłodno i
odrzuciła kunai, który wbił się w ziemię tuż przed stopą Genina. — Nie
trafiłam? Jaka szkoda — dodała z sarkazmem.
Twarz chłopaka wykrzywił grymas
wściekłości. Sięgną po to coś, co miał na plecach.
Czarnowłosa jednak nadal stała
spokojnie.
— Wystarczy Kankuro — powiedział
chłopak siedzący na drzewie. Miałam rację, że to ich towarzysz pomyślała
Serenity. — Zachowujesz się jak dziecko — dodał.
Dwoje shinobi zaczęło nerwowo rozglądać
się wokół siebie.
Serenity jednak spojrzała we właściwym
kierunku.
— Pokaż się — powiedziała spokojnie.
Mimo, że nie było wiatru, zobaczyła
przemieszczający się piasek.
Po chwili obok blondynki
zmaterializował się czerwonowłosy chłopak. Był niższy od swych towarzyszy.
Ubrany był w czarną bluzkę z krótkim rękawem i brązowe spodnie.
Przez lewe ramię miał przełożony jasno brązowy pas, do którego przyczepiony był
ochraniacz, a przez prawe – biały szal, który jednocześnie służył mu do
utrzymania na plecach dużej gurdy. Na czole wytatuowany miał japoński znak
oznaczający miłość. Nie miał brwi, a jego powieki pomalowane były na czarno. On
również miał zielone oczy.
Podobnie jak Serenity, miał skrzyżowane
ręce na piersi.
Dwaj Genini w tym samym momencie
obrócili się w stronę swego towarzysza. Chłopak o imieniu Kankuro, tak jak i
blondynka mieli przestraszone miny. Jego też się boją? Ciekawe pomyślała
czarnowłosa.
— Gaara, ja... przepraszam... ona mnie
wkurzyła... i... — zaczął się tłumaczyć wyższy chłopak.
— Zamknij się — przerwał mu
czerwonowłosy i spojrzał na Serenity. Ma identycznie zimne spojrzenie, jak ja,
interesujące pomyślała. — Przepraszam za mojego brata — powiedział.
— Lepiej go pilnuj, bo to, że macie
przepustki nie znaczy, że możecie się zachowywać, jakbyście byli u siebie —
mówiąc to czarnowłosa zmroziła spojrzeniem Kankuro.
— A skąd ty wiesz, że mamy przepustki?
— spytała zdziwiona blondynka.
— Nie twój interes — odparła Serenity.
— Mogę cię o coś spytać? — spytał
uprzejmie czerwonowłosy. Czarnowłosa przeniosła na niego wzrok.
— Już to zrobiłeś, ale pytaj — odparła
również uprzejmie.
— Jesteśmy tu po raz pierwszy, a nasz
Sensei gdzieś zniknął. Nie wiemy jak dostać się do waszej Akademii. Mogłabyś
nam wskazać drogę? — zadał kolejne pytanie.
— Oczywiście, mogę was zaprowadzić, ale
pod warunkiem, że twój brat będzie grzeczny — odparła.
Nagle usłyszała śpiew sokoła.
Natychmiast spojrzała w niebo i zaczęła szukać go wzrokiem. Hokage wzywa
pomyślała.
— Co ty robisz? — spytał zdziwiony
chłopak z fioletowymi wzorami na twarzy. Dziewczyna patrzyła właśnie na przelatującego
sokoła, który wciąż śpiewał. Przechyliła głowę Świetne wyczucie czasu.
Spojrzała na Geninów z Wioski Piasku.
— Przykro mi, ale nie mogę wam inaczej
pomóc — powiedziała spokojnie. — Jeśli pójdziecie tędy... — wskazała prawą ręką
na ścieżkę prowadzącą na południe — ...dojdziecie do głównej drogi. Stamtąd
skierujcie się na zachód. Idźcie cały czas prosto. Akademia ninja znajduje się
tuż przy siedzibie Hokage, przy górze z wizerunkami czterech Hokage —
wytłumaczyła im.
— To znaczy, że nie będziesz nam
towarzyszyć? — spytała blondynka.
— Przykro mi, ale nie. Obowiązki
wzywają. Wybaczcie — powiedziała Serenity i rozpłynęła się w powietrzu.
Przemieszczając się pod postacią
płatków róż, w szybkim tempie przebyła drogę z parku do siedziby Hokage.
Parę minut później zmaterializowała się
przed budynkiem administracyjnym. Ten cały Gaara. Hm, muszę go poobserwować.
A poza tym przydałoby się, abym uzupełniła swoje wiadomości na temat
uczestników egzaminu na Chunina. Prawdę mówiąc nie przywiązywałam do tego
większej uwagi. Powinnam była bardziej się tym interesować myślała,
wspinając się po schodach.
— Serenity... — usłyszała za sobą
znajomy głos.
— Cześć Kakashi. Punktualny? Coś nowego
— powiedziała.
— No, tak wyszło — zaśmiał się i oboje
weszli do budynku.
___________________________________________________
* Kakashi — w języku japońskim oznacza „strach na wróble”.
_______________________________________________
Witam was serdecznie
na moim blogu. Za nami pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się podoba, choć
może trochę przydługi.
Pozdrawiam i zapraszam
do komentowania =)
Hmm.. trochę dziwne, że już w pierwszym rozdziale główni bohaterowie się spotykają. Spodziewałam się, że najpierw przedstawisz ich oddzielnie - charaktery. A potem opiszesz spotkanie Tobie jednak idealnie wyszło połączenie tych dwóch rzeczy. Gaara od początku wydaje się być tajemniczy, a Serenity... jest wyjątkowa. Są do siebie pod pewnym względem podobni, lecz jednak trochę różni. Ciężko osiągnąć coś takiego.
OdpowiedzUsuńBrawo! Rozdział bardzo wciągnął i od razu lecę z następnym ;)
Świetny rozdział 1 nie mam czego się czepić. Pisz po prostu dalej <3
OdpowiedzUsuńOkej, okej, dotarłam w końcu i udało mi się odnaleźć spis rozdziałów. Niestety, jakimś cudem znika mi menu po prawej stronie, gdy wchodzę w rozdział, dlatego nie mogłam się tu zupełnie odnaleźć, ale już sobie poradziłam, jak na główną weszłam. :3
OdpowiedzUsuńJestem zaintrygowana postacią Serenity. Zwykle w fanfiction wszyscy umieszczają bardzo barwne i raczej wesołe postaci, a w Twoim opowiadaniu mam coś bardzo odmiennego od tego, co zwykle spotykałam. Pasuje mi ona bardzo do Gaary.
A skoro już o nim mowa... Hm, jakoś odniosłam wrażenie, że słowa, które padały z jego ust, nie pasowały do niego :/ Nie wydaje mi się, by w taki sposób mógł się wypowiedzieć, ale okej, nie czepiam się :D